O ile samo przesłanie jest ok o tyle obsada i ckliwy wątek miłosny są okropne. Z Carrey-em jest
tak, że albo się go lubi, albo nie. Ja zdecydowanie nie przepadam za nim. Dla mnie jego żarty są
raczej irytujące i bardzo niskich lotów. Próbuje nadrabiać minami, choć uważam, że pogrąża się.
Dobry humor to humor sytuacyjny, bądź porządna ironia, ale na pewno nie głupie miny. Co do
samego filmu to akurat fakt, że Bóg był zagrany przez Freemana jest jak najbardziej ok. Czarny
bóg, czemu nie? Z resztą Freeman to jedyny aktor w tym filmie, który zasługuje na uwagę. Reszta
to porażka. Może film byłby lepszy, gdyby do głównej roli zatrudnili innego aktora, bo w tym
przypadku Carrey to pomyłka. Reasumując - nie polecam.
Jak oceniasz listy do M. na 10 pkt to widać, że twoje poczucie humory jest na niskim poziomie