Było kilka momentów, kiedy popłakałam się ze śmiechu, co świadczyłoby o tym, że Carrey nadal potrafi rozśmieszyć i to do łez właśnie.Takie obrazy sa potrzebne, bo bawią, śmieszą, i przede wszystkim relaksują i nie należy się po prostu w nich doszukiwać drugiego dna. Jennifer Aniston czyli żona największego przystojniaczka w Hollywood jest urocza i śliczna, ale dla mnie wciąż jest jak Rachel z serialu "Friends" i tylko w amerykańskich komediach sie sprawdza.Ciekawe co robił w tym filmie wielki Morgan Freeman? Nie wierzę,żeby juz mu się skurczył domowy budżet. Nie lubię gdy takiego formatu aktor gra w tego rodzaju filmach, bo myślę sobie wtedy, że te pozostałe role też grał tylko dla pieniędzy, ale cóż....Freeeman zagrał jak zwykle, ciepło, mądrze i refleksyjnie. Carrey? Cóż, nieraz juz zdołał pokazać, że jest aktorem gdzie pokazał, że jest także aktorem dramatycznym.